piątek, 30 maja 2014

Jesteś jak chorągiewka. Pozwalasz by wiatr zmieniał twoje kierunki. Pozwalasz sobą pomiatać. To chyba po prostu oznaka słabego charakteru. Rozdział 1

Stoję na moście. Patrzę przed siebie widzę osobę. Widzę siebie? Nie. To niemożliwe czyżby było tu lustro? Nie. Nikt za mną nie stoi. A dziewczyna ma inne ubranie. To nie ja. Więc kto tam stoi?
Stoję na moście. Pode mną woda rwie. Jest niebezpieczna. Jest zagrożeniem. Sama nie wiem co tu robię. Co robię na tym moście.... Wiem tylko, że jest dziewczyna taka jak ja i mężczyzna. Nic więcej nie wiem.

Często zdarza mi się śnić na jawie. Nawet częściej niż często, bo praktycznie cały czas. Sama nie wiem kiedy dokładnie zaczęłam brylować pomiędzy tymi dwoma światami. Światem snu i tego w którym żyje. Czasami się gubię. Nie łatwo jest rozpoznać co prawdą, a co fałszem w moim świecie jest. Jednak myślę, że to wszystko zaczęło się jakiś rok temu. Tak myślę. Ten rok temu to ogólnie przybliżona data rozpadu mojej rodziny. Tak. Jestem dzieckiem z rozbitej rodziny. 
Właściwie odkąd pamiętam moi rodzice kłócili się. Jednak zawsze myślało się, że jakoś to tam będzie. Każdy ma zawsze taką nadzieje. Jednak nie było lepiej. Było coraz gorzej. Ja nie mogłam nic zrobić. Bo co zrobisz nic nie zrobisz. Jesteś tylko kolejnym przedmiotem. Dzieckiem. Nagrodą. Walczą o ciebie i o wszem na początku jest fajnie. Ale potem... Już nie. Uwierz mi na słowo. To nie bajka. 
W każdym razie około rok temu, wszystko zaczęło się na poważnie. Moi rodzice w końcu zaczęli się rozwodzić. Było to dla mnie obietnicą nadchodzącego spokoju. Tak mogłam mieć wszystko, a najbardziej w świecie pragnęłam spokoju. Mimo wszystko odczuwałam stres. Objawiał się w nerwobólach. Często bolało mnie w piersiach i kręgosłupie. Nie wysypiałam się w nocy. I zdarzało mi się zasnąć na lekcjach. Szkoda, że nie straciłam na wadzę przez to wszystko. 
Od tego braku wypoczynku właśnie tak tkwię pomiędzy dwoma światami. Rzeczywistym i fikcyjnym. Widzę i słyszę różne rzeczy. 
Czasami siedząc na lekcji zdarza mi się słyszeć coś jak śmiech. Tylko, że problemem jest, że ten śmiech dobiega jakoś tak wewnątrz mojej głowy jakby coś tam siedziało i nie chciało wyjść. Uwolnić mnie. Dać mi w końcu święty spokój. Z kolei kiedy siedzę i zapatrzę się w jakiś punkt widzę dziwne sceny ostatnio to z tym mostem. To strasznie dziwne. Tłumaczę to sobie niewystarczającą ilością snu. Mam z tym straszne kłopoty. Strasznie trudno jest mi zasnąć w nocy. W dzień przysypiam na lekcjach. Ciekawa jestem czy jakbym miała pod ręką takiego nauczyciela fizyki w nocy to czy bym zasnęła równie skutecznie co na jego lekcjach?  

~*~

Stoję na moście. Patrzę przed siebie widzę osobę. Widzę siebie? Nie. To niemożliwe czyżby było tu lustro? Nie. Nikt za mną nie stoi. A dziewczyna ma inne ubranie. To nie ja. Więc kto tam stoi?
Stoję na moście. Pode mną woda rwie. Jest niebezpieczna. Jest zagrożeniem. Sama nie wiem co tu robię.  Co robię na moście. Dziewczyna na zmartwioną wygląda.Ale zaraz czy puściła mi oczko? Rozgląda się . Krzyczy. Ktoś popycha ją Dziewczyna.....

Kawałek kaktusa, którym dostałam skutecznie przywrócił mnie do rzeczywistości. Jest piąta lekcja. Religia. Siedzę w trzeciej ławce od biurka nauczyciela. Za mną siedzą klasowe "gwiazdunie". To właśnie od nich oberwałam kaktusem. Nie wiem czy mnie lubią czy nie. Zgaduje, iż nie. W każdym razie na Religii przeważnie czymś dostaje. A to kaktusem, kokosem, grosikami czy papierowymi samolocikami z różnorakimi wyzwiskami. Nie lubią mnie. Fakt. Jestem tego w pełni świadoma. W sumie sama nie wiem czemu tak bardzo mnie nie lubią. Jestem kozłem ofiarnym. Jestem zbyt nieśmiała. Zbyt dziwna. Nie umiem się postawić. I jak to powtarza mój ojciec "Jesteś jak chorągiewka. Pozwalasz by wiatr zmieniał twoje kierunki. Pozwalasz sobą pomiatać. To chyba po prostu oznaka słabego charakteru". Może. Mogę się z tym zgodzić. Może, jestem też jeszcze zupełnie aspołeczna? Tak to na pewno.
Szczerze nie lubię wszechświata w którym żyje. Nie lubię tego miejsca. Szkoły. Ludzi, którzy tylko śmieją się ze mnie. Łatwo powiedzieć. "Zmień się, a nie narzekasz!". Łatwo to tak. Jednak rzeczywistość jest cięższa. Ja się poddałam. Jedyne czego pragnę to święty spokój. 
Przywykłam do wyzwisk. Przezywają mnie różnie. Nie przejmuje się tym, bo i po co przejmować się jakąś bandą pacanów, która nie zdaje już drugi rok z rzędu? Nijak. Jednak oczywiście te ich docinki podkopały moje poczucie własnej wartości. 
Po prostu zaakceptowałam to, że ludzie nie lubią innych od siebie. 
Nie lubię lekcji. Nie z moją klasą. Każda lekcja zmienia się w wycieczkę do zoo. Małpy i tygrysy. Atakują śmieją wyzywają. Nie mają szacunku do niczego. Panuje samowolka. Nawet na tak poważnych lekcjach jak matematyka czy chemia. Panuje chaos. Nie panują nad nimi. Czasami żałuje, że nie ryzykuje. Żałuje, że nie pojechałam na wymianę. Żałuje, że nie zaryzykowałam dostania się do jakiegoś lepszego gimnazjum. Żałuje wielu rzeczy. Jednak nie mam odwagi by zrobić coś szalonego....
- Oddaj mi mój piórnik proszę! - mówię błagalnie kiedy jedna z "gwiazduń" unosi go wysoko i wysypuje całą jego zawartość. Czyli głównie ołówki. Mam ich dużo. Lubie rysować. Nawet umiem całkiem nieźle to robić. Ilustruje moje sny. A ołówki są moją obsesją. Kocham kupować więcej i więcej ołówków kocham je temperować. Kocham je tak samo jak książki.
- No no. Kiełbasa w sznurku się stawia? - zarechotała złośliwie. To Iga. Przywódczyni "gwiazduń". Przerzuca swoje idealne blond włosy przez ramie i rzuca mi wyniosłe spojrzenie. Jej świta Pola i Paula oraz Raf i JD śmieją się ze mnie kiedy próbuje bezskutecznie odzyskać piórnik i jednocześnie pozbierać wszystkie ołówki walające się po klasie. Pani od Religii siedzi na facebooku i zupełnie nas ignoruje. Nie zwraca uwagi. Czuję się naprawdę beznadziejnie. To jest tak jak kiedy rozpaczliwie pragniesz pomocy, a nikt tego nie dostrzega i nie chce pomóc.
Skończyło się jak zwykle. Zostawili mnie nabijając się dalej, a ja niezdarnie pozbierałam wszystko co wyleciało z mojego czarnego piórnika. Odliczam dni. Odliczam do końca szkoły wiem, że został mi tylko praktycznie jeden rok. 12 miesięcy. 365 dni. I koniec. Będę mogła zacząć od nowa. Pójdę do liceum. Będę mieć czystą kartę. Może wszystko jakoś się jeszcze ułoży. Może.
Zadzwonił dzwonek, a ja postanowiłam zrobić coś szalonego.  Coś w mojej głowie szeptało "No zerwij się wcześniej. No chodź. No chodź". Przez to stwierdziłam, że czemu nie. Może to coś zmieni? Dlatego zrobiłam to. Wyszłam ze szkoły przed zakończeniem wszystkich moich lekcji. Poszłam na wagary. Pierwszy raz w życiu. Raczej nikt tego nie zauważy, ale dla mnie... Było to coś innego. Poczułam coś nowego. Wolność. Radość po prostu władzę.
Niemalże skacząc szłam tam gdzie prowadziły mnie nogi. A głos w mojej głowie szeptał cicho "most." Pewnie znów mi się coś roi w głowie. Postanowiłam nie przejmować się kolejną marą. Po prostu szłam i doszłam. Do mostu. Ładnego drewnianego mostu. Podwójnego. Tak jakby dwustronnego. Coś mi to przypomniało, ale... Nie wiedziałam dokładnie co. Znałam ten most. Kiedyś przechodziłam nim na stare miasto z moją mamą. To były szczęśliwe dni kiedy nikt nie był zniszczony od wewnątrz, zniszczony psychicznie Nikt nie wysłuchwiał tej całej wiązanki przekleństw. Było normalnie.
Coś podkusiło mnie i stanęłam. Obróciłam się twarzą do tego drugiego mostu. Stała tam dziewczyna. A ja już wiedziałam co mi to przypomina. Ta moja wizja, ten mój sen. Teraz patrzyłam jak dziewczyna, która wyglądała zupełnie jak ja stoi najpierw tyłem do mnie i kłóci się z jakimś chłopakiem. Potem odwróciła się i spojrzała prosto mi w oczy. Chłopak odwróciła też się do niej plecami. Dziewczyna uśmiechała się jakby wiedziała coś, co miało się stać. Nie podobał mi się ten chochlikowaty uśmiech. I nagle ona coś powiedziała, a chłopak po prostu zepchnął ją z mostu w dół. Dziewczyna zaczęła krzyczeć i spadać, a ja słyszałam coś jakby "Ratuj". Niewiele myśląc wskoczyłam za nią do wody. Zimnej, mętnej wody. Był luty. Wyjątkowo zimny luty.  Czułam jak oblepiają mnie glony, a potem uświadomiłam sobie co tak właściwie zrobiłam...  Jaki lekkomyślny czyn popełniłam. Przecież ja nie umiem pływać. Utonę. Już tonę. Przez strach zapominam, że pływanie polega na ruszaniu się. To pamiętam z tych niewielu lekcji. Nie ruszam się jednak. Patrzę w ciemną wodę. Wszystko pływa. Jest mokre. Czuję panikę. Czuję strach. Czy tak umrę? Dać mi jedną chwilę swobody, a ja już próbuje umrzeć. Czuje łagodne muskanie. Czuje jak pomału z moich płuc wydzierane jest powietrze. Brakuje mi tchu. Duszę się...
 Nagle coś dotyka mnie. Widzę twarz. Jednak nie wiem czy to przywidzenie czy nie. Już niczego nie jestem pewna oprócz tego, że umrę. Śmierć jest blisko. Odzyskam spokój. To jest pewne. Moja śmierć. Lekkomyślna. Chociaż nie chce wiem że nikt mnie raczej nie wyciągnie. Nikogo nie było na moście oprócz mnie, mojego sobowtóra i chłopaka. Poza tym jest luty. Nikt nie wskoczyłby do wody...
To ta dziewczyna. Widzę, że jest identyczna jak ja. Przykłada swoje usta do moich i wdmuchuje w nie jeszcze trochę pozostałego powietrza, po czym przykłada palec do ust w geście nakazującym milczenie i niczym syrena odpływa zostawiając mnie.
Zamykam oczy. Modle się. Godzę ze śmiercią już niczego nie czuje. Coś mnie ciągnie chce żeby mnie zostawiło. Już się pogodziłam. Może to i lepiej? Może wszystkim będzie lepiej?
 Jednak to nadal ciągnie i nadal i nadal. Aż czuje, że nie otacza mnie woda, ale świeże zminę powietrze. Dygoczę. Czuję, że jest mi zimno. Bardzo zimno czuje jak ktoś przytula mnie do siebie i szepczę imię. Ten ktoś jest ciepły. Jak grzejnik albo termos. Jednak wymawiane imię nie jest moim. To imię brzmi nietypowo. Brzmi tak trochę kosmicznie. To imię to kojarzy mi się z kosmosem. I z kimś jeszcze. To imię to...
Cosima.


_______

No i pojechaliśmy z tym koksem. Jest to pierwszy rozdział. Męczyłam się nad nim trochę i oczywiście nawet po moim sprawdzeniu mogą wystąpić tu błędy. Więc proszę wybaczcie mi to ;3 W każdym razie mam nadzieje, że rozdział się spodobał.

2 komentarze:

  1. Witam, z tej strony Insane z Sowiego Przylądku. Proszę o zamieszczenie naszego buttonu lub linku. Pozdrawiam

    [sowi-przyladek.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. 49 yr old VP Sales Perry Cater, hailing from Beamsville enjoys watching movies like "Low Down Dirty Shame, A" and Astronomy. Took a trip to Tsingy de Bemaraha Strict Nature Reserve and drives a Ferrari 250 GT LWB California Spider. Pobierz Wiecej informacji

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy